Stiles snuł się po szkole jak duch. Gdyby nie to, że zwykle rzucał się w oczy - nikt by go nie zauważał. Tylko on wiedział o co chodzi. Reszta mogła się zastanawiać nad tym co siedzi temu siedemnastolatkowi w głowie. Co mogło go aż tak zdołować, że wyglądał jak zombie. Podkrążone oczy mocno odznaczały się na jego bladej skórze która ostatnio i tak była bledsza niż zwykle. Duże brązowe oczy wyblakły z ich normalnego koloru i wyglądały jak sprany brąz. Nie to, że Stilinski robił to specjalnie. Zwyczajnie nie mógł normalnie funkcjonować. On był dla niego wszystkim. Miesiąc spędzony na całowaniu i przytulaniu był jak rok małżeństwa. To co że nikt o nich nie wiedział? Oni wiedzieli i im to wystarczało. Chciał jeszcze raz spojrzeć w jego oczy i opowiedzieć o tym jak trudno było mu ukrywać to co do niego czuje.
Stanął przed klasą ubrany w jasne jeansy, biały t-shirt z napisem "Look at your face" oraz czerwoną bluzę którą Derek tak bardzo uwielbiał. Gdyby zanurzyć w niej nos można by powiedzieć iż nadal nim pachnie. Dlaczego tak trudno było mu zapomnieć. Ach no tak. Bo to przez niego on nie żyje. Wzrok który wie, że umrze był w nim utkwiony aż do końca. Mógł tylko leżeć przy krawędzi basenu i patrzeć. Gdyby chociaż mógł poruszyć się o kilka centymetrów i wpaść do tego basenu razem z nim. Byłby teraz szczęśliwy, ale nie jest.
Rozbrzmiał dzwonek, który boleśnie podrażnił jego słuch. Zaczynała się lekcja. Pierwsza była historia. Lubił ten przedmiot, ale w tej chwili nie był w stanie nawet pomyśleć o czymś innym niż tylko o Derek'u. Błagał aby był teraz z nim. Całował go w głowę jak małe dziecko, ale dotykał jak kochanka. Niestety mógł tylko chcieć. To powoli go przerastało. Najłatwiejsze były cztery pierwsze dni kiedy myślał, że Pan Hale ukrywa się przed nim i zrobi mu niespodziankę w każdej chwili. Tak się nie stało. Najgorzej było kiedy zakopywali jego zwłoki za jego domem. Nie mógł płakać przy innych, nie potrafił. Po wszystkim został tam i płakał przez dobre trzy godziny po czym zasnął mając nadzieję, że gdy się obudzi będzie to tylko sen.
Wszedł do klasy, wzrok mając utkwiony w podłodze. Nauczyciel patrzył na niego ze współczuciem, a Scott, no cóż, starał się zrobić wszystko żeby doprowadzić swojego przyjaciela do uśmiechu. Nie miał pojęcia dlaczego mu się to nie udawało. Wprowadzał tylko na jego twarz jeszcze większy ból, opowiadając o tym jak to poznali Dereka i jak to Stiles zawsze lubił doprowadzać go do szału. Wyszło na to, że uronił kilka łez przy całej klasie. Pociągnął nosem i poprosił o pozwolenie na opuszczenie klasy, oczywiście w celu udania się do łazienki. Przetarł policzki dłońmi i wstał z miejsca. Wyszedł z klasy jak najszybciej umiał. Pobiegł do kabiny po czym zamknął się w niej i zsunął w dół po ścianie. Zwyczajnie zaczął płakać jak małe dziecko. Robił to rano, popołudniu, wieczorem, aż dziwne że nie zabrakło mu łez. Oczy piekły go od ciągłego przecierania. Przymknął je na chwilę. Był zmęczony. Nie spał od ostatnich dwóch tygodni. Przy życiu trzymały go tylko krótkie drzemki które ucinał sobie ze względu na wyczerpanie. Zasnął po jakiś kilku sekundach.
- Derek nie! - krzyknął Stiles zbiegając w dół po schodach, uciekając przed łaskoczącym potworem. Jego Ojca nie było w domu więc spokojnie mogli się wyszaleć.
- Wracaj tu! - krzyknął za nim Derek skacząc po dwa stopnie i doganiając go przy ostatnim. Skoczył na niego co skończyło się twardym lądowaniem na podłodze.
- Auu.. - jękną nastolatek waląc Hale'a pięścią w bark. - Tak się nie robi - mruknął strzelając focha.
- Nie obrażaj się mały - uśmiechnął się do niego mężczyzna. Powoli zaczął się do niego zbliżać. Młodszy czuł przy uchu jego oddech. Tak bardzo uspokajający, lecz tak bardzo pobudzający. - Trzeba było przede mną nie uciekać - uśmiechnął się całując jego policzek. Stiles odwrócił głowę lekko w bok mając nadzieję na pocałunek w usta który nastąpił niecałą sekundę później. Na początku był nieśmiały jak zwykle. Ta dwójka nigdy się nie śpieszyła. Korzystali z każdej chwili spędzonej razem sam na sam, a było ich naprawdę niewiele. Nie potrafili zignorować tego co do siebie czuli, więc postanowili spróbować, wyszło im to naprawdę dobrze. Derek powoli muskał usta nastolatka. Na ich policzkach zaczęły pojawiać się małe rumieńce.
- Jesteś wszystkim co mam. Jedyną rodziną Stiles. Wiesz o tym prawda? - spytał Derek oddalając się od niego lekko. Ciągle patrzyli sobie w oczy. Stilinski podniósł się do pozycji siedzącej co było niezbyt łatwe, ale udało mu się to. Uśmiechnął się do Hale'a najszerzej jak umiał i przytulił go. Przytulił wielkiego groźnego wilka, a ten rozpłynął się w Jego ramionach jakby był jego matką której nie widział od bardzo dawna.
- Kocham Cię Derek, pamiętaj o tym - szepnął cicho w zagłębienie Jego szyi. Nigdy mu tego wcześniej nie powiedział, ale był pewny, że on to usłyszał. Derek spiął się wtedy na chwilę, a następnie pocałował go z wielkim uśmiechem na ustach.
- Stiles?! Stiles?! - obudziło go głośne wołanie. Szybko podniósł głowę i zobaczył gdzie się znajduje. Szkolna kabina. No tak. Mógł się tego po sobie spodziewać. Ale chwila, czyj to głos? Stanął na równe nogi.
- Der.. - powiedział wychodząc z kabiny. To co zobaczył zdołowało go jeszcze bardziej. Zobaczył przed sobą nie kogo innego jak Scotta.
- Stary, nie było Cię od dwudziestu minut. Myślałem że coś Ci się... Czy ty płakałeś? I dlaczego jak wychodziłeś powiedziałeś.. - nie było mu dane dokończyć.
- Daj spokój McCall. Już wracam, nie masz się o co martwić - warknął nawet na niego nie patrząc.
- Jak chcesz - mruknął Scott i wyszedł. Stiles stał jeszcze chwilę przed lustrem wpatrując sie w swoje odbicie. Miał wrażenie, że Derek obejmuje go od tyłu i powoli zbliża usta do jego szyi. Ile by za to dał? Dałby się za to pociąć, zabić, odebrać kończyny, wykorzystać na każdy możliwy sposób, niech tylko on będzie z nim.
Wrócił do klasy pięć minut później. Oczekiwał jakiegoś wielkiego opieprzu od nauczyciela, lecz ten kazał mu tylko siadać na miejsce i zostać na chwilę po lekcji bo chciałby z nim pogadać. Pewnie o Jego zachowaniu. Najlepiej jak będzie milczał. Nic nie mów a usłyszysz więcej niż chcesz, ale także więcej niż byś się spodziewał. Przynajmniej on to tak postrzegał. Wszystko inne wydawało się zbędne. Nie używał już swojego umysłu. Dla niego był on martwy. Przy życiu utrzymywało go tylko serce które umierało powoli z braku miłości. Zadzwonił dzwonek, a on ocknął się ze swojego krótkiego transu. Chwycił w rękę książkę i zeszyt. Miał zamiar niezauważenie wyrwać się z klasy aby uniknąć rozmowy o jego mniemanych problemach. On nie miał żadnych problemów.
- Panie Stilinski, proszę do mnie podejść, teraz - usłyszał głos, którego miał już zamiar dzisiaj nie usłyszeć. Spuścił wzrok na podłogę i podszedł do biurka przy którym stał nauczyciel. - Nie mam pojęcia jakim cudem w tak szybkim tempie opuścił się Pan tak bardzo w nauce. Jeśli się nie poprawisz zgłoszę to do dyrektora. Mam dziwne wrażenie, że zażywasz narkotyki. Powiedz mi, a ja spróbuję Ci pomóc.
- Mi się nie da pomóc. Nie pomógł Pan wcześniej i nie pomoże teraz. Może Pan sobie wmawiać, że mi Pan pomaga, ale gówno prawda. Nie potrzebuję żadnej pieprzonej pomocy. W dupie mam co Pan o mnie myśli i o moich ocenach. Proszę dać mi spokój i nie wtrącać się w nie swoje sprawy, bo to może Pana zabić. Ile razy ja kurwa powiedziałem słowo "Pan"? - przez całą swoją wypowiedź patrzył na niego groźnie, jakby miał zaraz urwać mu głowę przy użyciu własnych rąk. Przyjrzał się przerażonej twarzy nauczyciela po czym wyszedł z klasy, a następnie ze szkoły. Nie miał zamiaru tam siedzieć. I tak niedługo go tu nie będzie.
Przepraszam za wszystkie błędy i mam nadzieję, że nie jest tak źle.
Dobra, masz mnie na sumieniu. Poryczałam się.
OdpowiedzUsuńA wracając do poprzedniego komentarza - sądziłam, że to jednostrzałowce, a tu proszę, opowiadanie. I w sumie dobrze. Lepiej. No nic, idę czytać dalej!
@hohoholland