niedziela, 3 listopada 2013

Epilog

Stiles

 Możecie być zdziwieni, ale mój Ojciec nie przyjął wcale tak źle tego, że jestem gejem. Pomińmy to, że przez pierwsze dwa miesiące chciał strzelać do Derek'a kiedy ten tylko pojawiał się na progu mojego domu. Pomińmy też fakt, że nie wolno mi było do niego chodzić wieczorem, lub zostawać na noc, ale seks popołudniu wcale nie jest taki zły, no wiecie, rozładowanie stresu po całym dniu w szkole. Ogólnie całe społeczeństwo przyjęło to całkiem nieźle pewnie dlatego, że Derek wygląda jak morderca, ale morderca ze słodkim uśmiechem. Ugh.. tak odzywa się we mnie zakochana nastolatka.
 Kilka pierwszych tygodni było całkiem trudnych. Wszystko o czym musiał dowiedzieć się Hale było dość przytłaczające. Erica oraz Boyd wyjechali z miasta zaraz po tym gdy dowiedzieli się, że alpha nie żyje, do dziś nie mamy z nimi żadnego kontaktu co jest dość dołujące bo nie wiemy czy nadal żyją. Issac zniknął tydzień przed moim wylądowaniem w szpitalu, ale wrócił. Allison i Scott postanowili się rozstać. Nie będę rozpaczał, była to ładna para, ale skoro Scott zdradził ją na boku z Issaciem to jego sprawa. Dlatego wyjechał. Scott niczego nie był pewien i poprosił o czas który dostał. Podsumowując. Mamy dwie gejowskie pary w stadzie - rzadko się to zdarza.
 Wracając do tematu którego właściwie nie ma. Dlaczego mówię do wymyślonej publiki w mojej głowie? Tak jest chyba lepiej. Opowiedzenie tego wszystkiego samemu sobie uwolniło mnie w pewien sposób. Nadal czuję tą samotność którą czułem gdy byłem sam. Nawet największemu wrogowi nie życzyłbym tego co przytrafiło się mi. Każdy ma prawo do miłości bez różnicy na to czy mają inne religie, ktoś jest biały a drugi czarny, ktoś ma dwadzieścia a ktoś czterdzieści lat, ktoś jest gejem, a kolejny ktoś może być lesbijką i to wszystko jest zupełnie okej. Szkoda tylko, że nie dla wszystkich.
 Co tam słychać u mnie i u Hale'a? Ten uroczy gbur wyleguje się teraz na kanapie i ogląda mecz, a ja leżę na nim nie bardzo zwracając uwagę na to co dzieje się wokół mnie. Derek głaszcze mnie po plecach tymi swoimi wielkimi łapskami. Porównałbym je do dwóch tenisowych rakietek, ale nie takich do stołowego tylko ziemnego. Nie powiem do czego porównuję piłeczki tenisowe. Niee... ja wcale o tym teraz nie myślę.
 Może podziękuję i pożegnam się z wami zanim Derek wyczuje moje nagłe "niczym" niewyjaśnione podniecenie.
 Chciałbym podziękować za wysłuchanie mnie. Było to trudne, czasami nudne, czasami smutne, ale przebrnęliśmy przez to razem. Świetnie, teraz będę podniecony i do tego wzruszony. Czy ja mam okres? Nie wydaje mi się. Współczuję wszystkim kobietom. Nie wiem jak wy to wytrzymujecie.
 Pożegnanie, tak ta część jest najgorsza. Będzie mi smutno bez słuchaczy w mojej głowie. Nie będę miał komu się wyżalać. Mam tylko jedną wielką prośbę. Chciałbym abyście zawsze kiedy zobaczycie kogoś smutnego pocieszyli go, spytali o co chodzi bo nigdy nie wiesz co może temu komuś siedzieć w głowie. Moja głowa była pełna myśli samobójczych, ale pomogła mi wiara w coś co było po części niemożliwe. Wierzę w to, że gdyby ktoś się domyślił to by mi pomógł. Scott mi pomógł, z dość opóźnionym zapłonem, ale pomógł.
 Mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy, a teraz kończę, bo Hale dziwnie powoli zbliża tenisowe rakietki do moich pośladków.



Dziękuję wszystkim za czekanie na ostatnią część tego opowiadania. Chciałam aby epilog był pozytywny więc cały dział się w głowie Stiles'a. Niektóre rzeczy się wyjaśniły. Mam nadzieję że nie jest źle :) Przepraszam za błędy
ZAPRASZAM NA KOLEJNE OPOWIADANIE O STEREKU HIDDEN LOVE

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 7 - gdziekolwiek

Widzieliście kiedyś na filmach momenty w których ludzie biegną ale tak naprawdę cały czas stoją w miejscu nie zdając sobie z tego sprawy. Byłoby to kłamstwo gdyby Stiles tłumaczył sobie, że tak nie było. Możliwe, że miało to za zadanie zmęczyć go jak najbardziej. Myślał że jeśli szybciej będzie biegł, to może jakimś cudem uda mu się ruszyć z miejsca. Zatrzymał się i starał się myśleć. Walił w głowę pięściami, ciągnął za włosy, a po policzkach leciały, mu łzy.
- Po co to wszystko skoro nie mogę ruszyć się z miejsca?! - wrzasnął na całe gardło po czym upadł na kolana. Psychicznie był naprawdę silny co dawało mu większą możliwość na pokonanie tego wszystkiego. Wtedy nie liczyło się to jaką miał masę, ale to co czuł. Uczucia miały go poprowadzić.
- Der? Proszę, pomóż mi. - błagał na głos. Powtarzał to kilkanaście razy z przerwami na pociągnięcie nosem. Dlaczego tym dobrym ludziom musi dziać się tyle złego. Może jest to zapłata za to, że przez całe swoje życie byli szczęśliwi.
 Zamknął oczy i skulił się na ziemi. Myśl Stiles! W takim stanie nie mógł myśleć. W głowie nadal widział tylko i wyłącznie martwe ciało Dereka. Chciał zobaczyć je żywe. Pełne życia. Nawet jeśli miałoby go znienawidzić. Myślał o tych wszystkich chwilach bez niego, o tym jak bardzo pragnął o nich zapomnieć i nigdy więcej ich nie wspominać.
- Otwórz oczy - szepnął jakiś dziwny głos. Nie był to jego wilkołak, poznałby go od razu. Ten głos słyszał pierwszy raz. Delikatny, wysoki, wręcz dziecięcy. Mimo wszystko postanowił zrobić to co mu powiedziano. Był w jakimś małym pokoju. Cztery ściany pokryte dziwnymi wzorami których nigdy nie widział na oczy. W pomieszczeniu było dość ciemno aby nie widzieć sufitu, ale dość jasno aby dostrzec że na każdej ze ścian była para drzwi. Nie jakieś tam zwykłe pary drzwi. Jedne były jasno-niebieskie pokryte różnego rodzaju malowidłami typu dinozaur wyglądający jak jeden wielki kleks. Drugie były białe, wyglądały jak drzwi od jego pokoju. Trzecie były z pewnością drzwiami od posiadłości Hale'ów, a czwarte były masywne, metalowe. Nic nie było przez nie widać. Wiedział, że już kiedyś spotkał je na swojej drodze, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć kiedy, gdzie lub jak.
- Wybór należy do Ciebie. Wybierasz jedne, wchodzisz i nie możesz wrócić póki nie znajdziesz tego co naprawdę znajduje się w tym pomieszczeniu. Tylko za jednymi drzwiami znajduje się ten za którym tak bardzo tęsknisz. Masz minutę. Koniec czasu równy jest powrotu do rzeczywistości, a wtedy już nigdy tu nie wrócisz. Czas liczę od: teraz. - znów ten głos, ale musiał posłuchać.
 Myśl Stiles co może być za każdym z nim. Białe na pewno odpadają. Niebieskie są z czasów jego dzieciństwa kiedy jego matka jeszcze żyła. Derek musi być za tymi czerwonymi. To w końcu jego dom. Powinien tam być. Pozostaje tylko pytanie co jest za metalowymi drzwiami.
- Trzydzieści sekund - to za mało. To jedno wielkie ryzyko. Jeśli nie znajdzie Dereka równie dobrze może się zabić tu i teraz.
 Przez jego umysł przemknęła jedna krótka chwila, ale okazała się ona naprawdę ważna. Basen szkolny. To do tego prowadzą te drzwi. Jak mógł zapomnieć. Teraz tylko przez nie przejść.
- Pięć... - robi pierwszy niepewny krok.
- Cztery... - drugi. Jego umysł szaleje. A co jeśli to nie te?
- Trzy... - chwyta za klamkę, zamyka oczy.
- Dwa... - Naciska klamkę i otwiera drzwi.
- Jeden... - wskakuje do środka zanim rozpływają się w powietrzu.
 Chwila ciemności. Kto zgasił światło? Ach, no tak, ma zamknięte oczy. Gdyby sprawa nie była tak poważna śmiałby się sam z siebie jak w taniej komedii. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku. Więc to jest to gdziekolwiek Derek się teraz znajduje. Lubił nazywać tak to miejsce. Świat równoległy nie oddaje dramaturgii jego sytuacji.
- Der?! Jesteś tutaj? - zawołał niepewnie. Błagał tylko o to aby nie musiał zmierzyć się ze swoim złym bliźniakiem. Kilka bąbelków wydostało się spod powierzchni wody. Biegiem rzucił się w stronę zbiornika. Zerknął w dół. Był tam, ale był martwy. Albo umierał. Jak to możliwe? Przecież z nim rozmawiał. Był wtedy cały i zdrowy. Raz zdarzyło mu się tylko widzieć Hale'a w swoim śnie. Był zły, tak jakby zezłościła go jego własna śmierć, lecz kto by mu się dziwił. Możliwe, że była to tylko podświadomość Stilinskiego, ale im dłużej nad tym myślał tym bardziej w to wątpił.
 Jeden głośny ryk przeszył ciche do tej pory pomieszczenie. Echo odbiło się od zimnych ścian przerażając przy tym nastolatka. Spojrzał w górę. Na jednym z metalowych szczebli zwisała jakaś postać. Jakiś wijący się stwór, ten sam który zaatakował go poprzednim razem, ale teraz nie miał go kto obronić. Cała sytuacją się powtarzała. Miał ochotę wrzeszczeć z wściekłości. Czemu nic nigdy nie może był łatwe?
 Kiedy opowiadał o tym Scott'owi ten mu nie wierzył tłumacząc to zwidami. Mówił, że czasami gdy człowiek jest przerażony wytwarza coś co tłumaczyłoby jego strach. Oczywiście zwalił później wszystko na Kanimę.
 Dziwiło go tylko jedno. Czemu to coś jeszcze się na niego nie rzuciło? Myślał, że ulży mu w cierpieniach. Bum i zaraz po nim. Zdał sobie sprawę, że go nie widzi. Spojrzał w bok. Przy krawędzi basenu leżał on sam. Smutne oczy które chciałyby uronić łzę, ale nie mogły. Bezgłośnie wołające o pomoc. Jakie było wtedy jego największe marzenie? Umrzeć razem z Derekiem. Ale przyszedł tu aby ich obydwu uratować. Może to nie o to w tym wszystkim chodziło. Może chodziło o to aby być razem bez względu na to gdzie. Przypomniał sobie co sobie tłumaczył tuż przed wejściem do tej lodowatej wody. Nie ważne jak, ważne, że razem. Bez chwili zastanowienia wskoczył do basenu. Popłynął na samo dno. Chwycił bezwładne ciało wilkołaka i wkładając w to jak najwięcej siły, wyciągnął je na powietrze.
- No dalej Derek. Ocknij się - mówił do niego dysząc ciężko.
- Jesteś wilkołakiem. Obudź tą leniwą dupę! - krzyknął szeptem. Spojrzał w bok. Jedną ręką nadal podtrzymywał ich oboje na powierzchni.
- Błagam Derek! O nic więcej nigdy Cię nie poproszę tylko się obudź - szepnął. Ostatnia iskra nadziei powoli się rozpływała.
 Kaszlnięcie, a zaraz potem drugie i zapadnięcie klatki piersiowej pod dłonią podtrzymującą jego ukochanego. Wydech, wdech. Kaszlnięcie. Głęboki wdech i ten głos.
- Wróciłeś po mnie - głowa Hale'a nadal spoczywała na jego ramieniu. To był jeden wielki zastrzyk energii. Coś jakby nagle w jego żyłach zaczęły płynąć litry napoju energetycznego. Otworzył szeroko oczy. Jego usta opuścił oddech radosnej ulgi. Uśmiechnął się szeroko. Jeszcze nigdy się tak nie uśmiechał.
- Kocham Cię - powiedział dusząc w sobie płacz szczęścia. Po kilku chwilach wysiłku natrafił na usta Dereka. Pocałował je delikatnie bojąc się, że Derek może w każdej chwili znów stać się tylko i wyłącznie kałużą wody. Jego świat zaczął dziwie wirować, a następnie rozpływać się. Panika. To jest jedyne słowo którym mógłby teraz opisać swoją sytuację. Obydwoje zapadli się pod wodę i zaczęli dusić, ale ani na chwilę Stiles nie puścił wilkołaka, nie miał takiego zamiaru.
- Udało Ci się - ten głos. Jak to mu się udało, przecież oni tonął do jasnej cholery. Jego chwilę temu idealny świat walił się z każdą sekundą braku powietrza.

***

 Otworzył szeroko oczy, i wynurzył się z wody. Pierwszym co zrobił to złapanie głębokiego wdechu. Czy to wszystko było naprawdę? A może to jego kolejny sen. Rozejrzał się dookoła. Deaton, Scott, Derek, wszystko po staremu. Chwila co? Derek?
- Derek! - wrzasnął ze szczęścia. Szybko wygrzebał się z wanny i podszedł do Hale'a. Spojrzał na niego niepewnie bojąc się o to, że ten jednak go nie pamięta. Oglądał dużo filmów w których właśnie tak się działo. Nie były to szczęśliwe filmy. Przynajmniej nie dla niego.
 Czarnowłosy mężczyzna wyszedł z wanny, jego mięśnie, wygląd, wszystko było na swoim miejscu. Nawet dusza. Nie miał żadnego problemu  ze stanięciem na nogach. W oczach Stilinskiego pojawiły się łzy, ale nie te smutku, tylko te najprawdziwszego w świecie szczęścia.
- Nie przytulisz mnie? - zaśmiał się Derek. Tylko tyle mu było potrzeba aby jego wszystkie obawy zniknęły. Nie przejmował się tym iż obydwaj byli mokrzy a Hale na dodatek w ziemi. Wtulił się w niego mocno i najzwyczajniej zaczął płakać. Tak głośno jak nigdy przedtem. Derek owinął go swoimi wielkimi, silnymi ramionami i tulił tak długo póki się nie uspokoił. Całował go w głowę mówiąc mu jak bardzo nie może uwierzyć w to iż Stiles zrobił to dla niego. Usłyszał za sobą coś jak gwizd. Odwrócił się do tyłu. Scott.
- Jeśli jeszcze raz będziesz chciał zrobić coś takiego to Cię zabiję. Gdybyś obudził się minutę później byłbyś martwy. Twój Ojciec mnie zabije jak się dowie, że to ja wyciągnąłem Cię ze szpitala. Nie, Twój Ojciec będzie do mnie strzelał jakąś godzinę aby wyładować złość a dopiero później mnie zabije - paplał bez sensu jak głupi. Brązowooki przestał zwracać na niego uwagę.
- Kiedy się obudziłeś? - szepnął do Derek'a.
- Kilka minut przed Tobą. Bałem się, że tam zostałeś - brakowało mu tego opiekuńczego tonu. Czy teraz wszystko może być tak jak dawniej?
- Jak powiem o nas Ojcu to wygoni Cię z miasta - zaśmiał się chcąc rozluźnić atmosferę.
- Zaraz tu będzie. Słysze jego samochód - powiedział, ale nawet na chwilę nie wypuścił Stilinskiego ze swojego uścisku.
- Mam przejebane - stanął na palcach i pocałował Hale'a najmocniej jak umiał. Cała jego tęsknota odpłynęła gdzieś daleko zastąpiona przez niepodważalne szczęście.



Okej. Został mi już tylko epilog. To nigdy nie miało być długie opowiadanie. Szczerze powiedziawszy miałam ich obydwu uśmiercić, ale nie miałam serca. Sama w sobie nie mogłam tego zrobić xD. Błagam bądźcie zadowoleni z tego rozdziału. Trochę nad nim posiedziałam :) PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY 
CHCECIE ABYM COŚ JESZCZE NAPISAŁA? JAK TAK TO O KIM?

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 6 - sobota

Czasami potrzebny jest nam czas. Czas którego zazwyczaj nam brak w najbardziej potrzebnych momentach. Czasami leci zbyt szybko, czasami zbyt wolno, ale najczęściej chce się go po prostu zatrzymać w danej chwili i nie wznawiać póki się nie zadowolimy. Niektórzy chcieliby zatrzymać chwilę cierpienia, aby cierpieć dłużej, inni chwilę szczęścia, aby być szczęśliwym dłużej. Czemu nie możemy tak zrobić? Nawet kiedy nie jesteśmy ludźmi. My kierujemy naszym życiem, ale nie jego przebiegiem. Można wierzyć w Boga. Wiara jest ważna, bez względu na to w co. Najbardziej jednak narzuca się pytanie dlaczego szczęście trwa tak krótko, a ból może trwać wiecznie.
 Stiles był zraniony. I to tak bardzo, że umarł wewnętrznie nawet o tym nie wiedząc. Możliwe że go to zabije, że go osłabi, ale możliwe też że pomoże mu przetrwać. Wtopić się w tłum. Tłumaczył to sobie tak iż nikt go nie widzi, bo wszyscy są tak samo cierpiący jak on, lecz strata kogoś naprawdę ważnego jest o wiele bardziej widoczna. Zabawne w tym jest to, że nikt nie był aż tak wybudzony z codzienności aby coś dostrzec. Nawet jego przyjaciele, rodzina.
 Kiedyś nadchodzi ta chwila. Wiemy o bliskiej śmierci, ale wierzymy, że ona nie nadejdzie, lub chcemy to przyśpieszyć. Błagał wtedy o to aby móc widzieć przyszłość żeby zobaczyć co się z nim stanie. W sumie byłoby to dla niego nawet pocieszające bez względu na to co by się z nim tak naprawdę stało.
 Możemy teraz podsumować ten wywód. Mimo tego, że chcemy zrobić wiele, wszystko, tak naprawdę możemy tylko dać się ponieść i zobaczyć co będzie, bo nie zobaczymy tego, ale też nie zmienimy tego co zrobiliśmy. Czemu tak musi być? A może to tylko głupi sen który trwa zbyt długo i jest zbyt realistyczny. Może obudzimy się jako niemowlaki i będziemy wiedzieć co się stanie, czego nie robić, a co robić. Nad tym się właśnie zastanawiał. Skoro to wszystko się dzieje to i to może być prawdziwe, ale nieprawdziwe. A teraz nie wie czy ktoś cokolwiek z tego zrozumie bo on opowiada to co dało mu siłę.


 Podjechali pod przychodnię Deatona. Stilinski miał to dziwne uczucie, że coś pójdzie nie tak, ale dzięki temu wszystko pójdzie dobrze. Co może pójść nie tak? Wszystko? Ach to tylko przypomniałoby mu o tym jak wielkiego ma pecha. Jak on się w to w ogóle wpakował. No tak. Zakochał się, w najcudowniejszym mężczyźnie chodzącym po tej ziemi. Takie jego własne gburowate słoneczko. Uśmiechnął się do siebie kiedy o tym pomyślał. Chciał go w końcu zobaczyć obok siebie w lustrze. Przytulałby go i szeptał miłe słowa do ucha. Mimo wszystko Derek Hale był niesamowicie wrażliwym facetem. Miłość traktował niezwykle poważnie, może ze względu na to, że w życiu zaznał jej naprawdę niewiele.
 Stiles wysiadł z samochodu, zbyt szybko. Zachwiał się i poleciał do przodu. Ten dzień w szpitalu nic mu nie dał. Jęknął z bólu próbując się podnieść. Po chwili obok niego pojawił się Scott. Chwycił go pod pachy i podniósł do góry z niezwykłą łatwością, tak jak robił to Derek. Uśmiechnął się, chcąc przez to powiedzieć, że wszystko jest okej. Kto by się na to nabrał. Patrząc jedynie na jego cień można było powiedzieć co tak naprawdę się z nim dzieje. Złapał swojego przyjaciela za ramiona dając tym znak iż może go puścić. Zawroty głowy nieco się osłabiły, a siłę do chodzenia dała mu myśl, że zaraz uratuje Hale'a. To chyba najlepsza myśl w tym wszystkim. Wolnym ale, w jego mniemaniu, szybkim krokiem udał się w stronę wejścia. Dawno go tu nie było. Właściwie od śmierci sami wiecie kogo. No tak teraz będzie mówił o nim jak o Voldemorcie z Harry'ego Potter'a. Tak nie może być, jego wilkołak jest o wiele przystojniejszy.
 Udał się na tyły przychodni gdzie spotkał doktora, lub weterynarza, sam nie wiedział jak miał go nazywać. Deaton przywitał się z nim, ale patrzył na niego ze zmartwieniem, jakby chciał mu coś powiedzieć, ale nie miał odwagi aby to zrobić.
- Więc co robimy? - zaczął Stiles.
- Musimy poczekać aż Scott przywiezie... - zaciął się. Jego serce pękało widząc twarz Stilinskiego.
- Jego ciało - szepnął nastolatek spuszczając głowę. Pierwszy raz powiedział tak o Dereku. Nazwał go ciałem.
- Tak - przytaknął mu Deaton. - Posłuchaj Stiles. Jest naprawdę małe prawdopodobieństwo tego, że uda Ci się go stamtąd wyciągnąć. Minęło już trochę czasu.
- Czemu mam dziwne wrażenie, że nie chodzi panu o czas - mruknął próbując na niego zerknąć.
- Nie dasz rady. Jesteś za słaby. Przykro mi, że Ci to mówię. Myślałem, miałem nadzieję, że jest z Tobą trochę lepiej, ale jednak się myliłem - miał nadzieję że młody chłopak spojrzy na niego.
- Sam jesteś słaby. Może nie wyglądam, ale nigdy w życiu nie miałeś przed sobą silniejszego człowieka. Derek będzie żył, ja będę żył i wszyscy będziemy szczęśliwi jak nigdy przedtem. Dotarło czy mam powtórzyć jeszcze raz? - warknął gniewnie patrząc mu teraz w oczy. Nikt mu teraz nie wmówi, że nie da rady.
- Ale Stiles...
- Żadnego "ale Stiles". Jak mi się nie uda to będę razem z nim. Nie obchodzi mnie w jaki sposób z nim będę - oparł głowę na dłoniach czując napływające łzy. Może jednak jest słabym człowiekiem. - Wytłumacz mi na czym to będzie polegało - dodał szybko czując, że jego głos niedługo się załamie.
- No cóż... Widzisz te dwie wanny napełnione wodą? - przytaknął. -Kiedy Scott przyjedzie, w jednej zanurzymy... Derek'a, a w drugiej Ciebie, ale najpierw wrzucimy tam lód i zioła które są potrzebne, aby się tam dostać.
- Myślałem, że będę musiał złożyć jakieś ofiary z krwi, ale to nie wydaje się takie złe - westchnął próbując pocieszyć sam siebie.
- Będziesz na wpół martwy, ale w Twoim stanie możesz nie mieć siły aby się obudzić
- Nie dbam o to - zamilkli obydwaj.
 Deaton wziął się za mieszanie ziół a Stilinski siedział i myślał. Myślał o tym co będzie jak się obudzą. Może Hale nie będzie pamiętał o tym, że kiedykolwiek byli razem, lub co gorsza zapomni o tym, że kiedykolwiek go poznał. To wszystko wydaje się teraz takie surrealistyczne, ale wtedy on nie mógł zebrać się w sobie aby przestać wymyślać nowe powody dla których lepiej by było jednak umrzeć. Wtedy Derek prawdopodobnie będzie mógł kochać go już zawsze i z wzajemnością. W tamtej chwili układał plany o tym jak wezmą ślub, zaadoptują dziecko i będą żyli długo i szczęśliwie, nawet jeśli nikt ich szczęścia nie będzie akceptował. Usłyszał jak ktoś puka do tylnych drzwi. Przestraszył się. Nie chciał widzieć tego co zobaczył.
 Do środka wszedł Scott trzymając wiotkie ciało jego ukochanego. Blade i brudne od ziemi. Jednak nie rozłożyło się ani trochę. Chciał myśleć, że to przez to iż był wilkołakiem. Przyglądał się temu i nie mógł powstrzymać łez. Gdyby nie on prawdopodobnie widziałby przed sobą uśmiechającego się do niego mężczyznę o groźnych zielonych oczach które patrzyłyby na niego z miłością. Poczuł gulę w gardle i nie miał już siły aby ją powstrzymać. Z jego oczu po kolei zaczęły wypływać słone łzy. Nie mógł złapać oddechu. Dostał histerii i nie wiedział co zrobić. Usiadł pod ścianą i zakrył oczy, ale nawet kiedy to zrobił nadal widział to co przed chwilą. Gryzł język mając nadzieję że coś to da. Nic to nie dało. Przez to poczuł tylko smak krwi w ustach. Zebrało mu się na wymioty. Nie był na to przygotowany. Miał nadzieję, że zanurzy się a jak się obudzi to Hale będzie stał przed nim cały i zdrowy, gotów na to aby go przytulić. Głupie marzenia. To rzeczywistość.
 Deaton patrzył na to wszystko ze współczuciem, a Scott myślał iż zaraz wyrwie sobie serce. Co on by zrobił gdyby coś stało się Allison? Prawdopodobnie znosiłby to tak samo jak jego przyjaciel. Mógł sobie wmawiać, że będzie silny, będzie dawał przykład innym, ale byłoby to jedno wielkie kłamstwo. Doktor kazał Scottowi włożyć ciało Derek'a do wanny w której był już umieszczony lód. Następnie podszedł do Stilinskiego mówiąc mu, że już czas. Albo teraz albo mogą czekać kolejny rok. Stiles nie wiedział dlaczego tak powiedział, ale wolał o tym nie myśleć. Skorzystał z pomocy przyjaciela aby wstać. Spojrzał na Detona, następnie na wannę a później znów na niego. Opanował płacz i skierował się w jej kierunku. Był ciekaw czy będzie to bolało.
 Włożył jedną nogę a następnie drugą. Czuł jakby wbijały się w niego setki tysiące igieł które wykręcają się w każdą stronę chcąc zranić go jak najbardziej. Usiadł powoli. Oddech zatrzymał mu się a Deton krzyknął szybko do Scotta aby ten go zanurzył. Wtedy wszystko znikło.

***

Otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła. Stał właśnie przed szkołą. Co to ma być? Na dodatek był cały mokry. Przestał o tym myśleć kiedy przypomniał sobie co ma zrobić. Rzucił się biegiem do środka czując lekki niepokój. Musi go odnaleźć. Inaczej nic już nie będzie miało sensu.

(Scott)

- I co teraz doktorku? - spytał nadal trzymając dłonie w lodowatej wodzie.
- Jeśli obydwoje, lub sam Stiles nie wybudzą się przed północą możemy pożegnać się z nimi na zawsze - westchnął Deaton.
- Co? O tym nic nie wspominałeś! - krzyknął Scott.
- A czy wtedy powiedziałbyś mu o tym? Czy wystawił go na i tak pewną śmierć?
 Wilkołak zastanawiał się nad tym chwilę, ale niedługo później sam w duchu przyznał mu rację. Stilinski wcześniej sam już skazał siebie na śmierć. Teraz miał okazję sam siebie uratować.



HUHUHU. Skończyłam to jak wróciłam z kościoła. 
Chciałabym szczerze przeprosić wszystkich którzy nadal odwiedzają ten blog. Nie sądziłam, że w najbliższym czasie uda mi się coś napisać, ale pomógł mi komentarz Szatanicy. więc pokłony dla tej Pani. Zdziwiło mnie, że ktoś kto pisze maturę czyta moje wypociny O__o.
Przepraszam za błędy, ale było to pisane na szybko aby skończyć zanim moja wena znów mnie opuści. 
CHCIAŁABYM JESZCZE ZAPYTAĆ O TO JAKIE PRZEWIDUJECIE ZAKOŃCZENIE?

piątek, 20 września 2013

Rozdział 5 - sobota

 Zamknął oczy. Starał się z całych sił znaleźć w jego własnym szczęśliwym świecie tylko po to aby zasnąć. Musiał to zrobić. Chciał wyjść ze szpitala jak najszybciej, być w pełni sił. Jeśli go nie wypuszczą to wyskoczy przez okno. To bez znaczenia, że jest na czwartym piętrze, dla miłości zrobiłby wszystko. Mama zawsze powtarzała mu aby kochać szczerze nawet wtedy kiedy się nie kocha, a on kochał całym sercem, całą duszą. Miał nadzieję, że go znajdzie, a nawet jeśli on umrze, a Derek będzie żył, to nie będzie dla niego tak straszne jak życie bez niego. Wiecie co było dla niego ironią? To, że nawet się ze sobą nie przespali. Jak można myśleć o czymś takim właśnie w tamtym momencie. On o tym myślał. Czemu Hale nigdy nie zdobył się na to aby chociaż z nim o tym porozmawiać? Zainicjować jakąś sytuację? I wtedy go oświeciło. Może traktował to poważnie. Ten cały ich związek. To dało mu o wiele więcej niż mógł pomyśleć. Uspokoił umysł i zasnął. Myślał tylko o tym aby zobaczyć go ponownie.

- Stiles? - usłyszał ten głos. - Śpisz? - uśmiechnął się do siebie.
- Śpię - wymruczał znów wtulając się w miękką poduszkę.
- Właśnie słyszę - Derek zaśmiał się. Nie robił tego często, a jak już to robił to zazwyczaj była to zasługa nie kogo innego jak Stilinskiego.
- Chcę spać. - uniósł jedną powiekę ale zobaczył tylko ciemność. - Jeśli mamy rozmawiać to przynajmniej zapal światło idioto, bo chcę Cię widzieć - o tej porze był wyjątkowo marudny.
- Śpiąca królewna nie ma dziś humoru? - usłyszał, a po chwili zapaliła się mała lampka stojąca na biurku.
- Bardzo zabawne, mieliśmy rozmawiać - odparł oschle. Kilka godzin wcześniej pokłócili się to, że Hale nie chce zranić Stiles'a, więc odmawiał wszystkiego co mogło być dla niego niebezpieczne. Jaki w tym sens skoro wszyscy dobrze wiedzieli iż brązowooki prędzej czy później zawsze stawia na swoim. Skończyło się tym, że Derek pchnął go na szafkę pod wpływem chwili. Wiedział, że to nie jego wina, ale nie zmieniało to faktu, że zabolało to go gdzieś w klatce piersiowej, dokładnie tam gdzie znajdowało się serce.
- Ja przepraszam. Naprawdę Stiles. Ostrzegałem Cię. Nie chciałem tego zrobić - podszedł o krok bliżej do łóżka, niedługo później siadając na nim. - Dlatego nie powinniśmy być razem, wiesz o tym. 
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że chce być z Tobą. Czy to tak trudne do zrozumienia? - warknął.
- Czuję do Ciebie zbyt dużo aby umieć powstrzymać cokolwiek. Przy Tobie każdy moje odczucie staje się silniejsze, napiera na mnie o wiele bardziej. Boje się, że w pewnej chwili stracę jakiekolwiek panowanie, stracę Ciebie, jeśli już tego nie zrobiłem.
 Stiles pokręcił głową i przysunął się do zielonookiego. Nie umiał zrozumieć w jaki sposób znaleźli się w takiej sytuacji. Powinni sobie ufać. On ufał mu bezgranicznie, ale Hale sam nie umiał sobie zaufać. Byli ze sobą już trzy tygodnie, a on nadal nie rozumiał jak wiele nawzajem do siebie czują. To nie był tylko jakiś przelotny romans. Wiedzieli, że są do siebie dopasowani. Bez względu na to jak bardzo staraliby się to od siebie odsunąć i tak skończyli by razem.
- Ufam Ci. To jest najważniejsze - Stilinski usiadł mu na kolanach. Dłonie zaplótł na tyle jego szyi, zbliżył się o kilka centymetrów. Nie pocałował go. Czekał aż sam to zrobi. Nie będzie go do niczego zmuszał, to nie miałoby sensu. 
- Dlaczego mi to robisz? - szepnął Derek.
- Kocham Cię - niecałą sekundę później Hale mocno go pocałował. Tęsknił za tym smakiem, za dotykiem jego ust na swoich. Nie przejmował się teraz tym, że szeryf Stilinski mógł ich nakryć w każdej chwili. Stiles otworzył usta, aby język Dereka mógł do nich wtargnąć. Nie walczył nawet o to aby mieć dominacje. Liczyło się tylko to, że się całowali, a on oddawał się tej chwili.

***

- Nie rób tego Stiles, to głupie. Coś może Ci się stać - zrozpaczony głos ukochanego dotarł do jego uszu. Otworzył oczy, czemu miał je zamknięte? Stał przed nim Derek. Cały mokry. Skórę miał bladą jak śnieg. - Nie rób tego.
- Ale czego? - był trochę ogłupiały, czego miałby nie robić. 
- Nie ratuj mnie - wtedy do niego dotarło. Niedługo będzie musiał wyciągnąć Dereka gdziekolwiek się teraz znajduje.
- Dlaczego? Nie chcesz być ze mną? - w oczach stanęły mu łzy. To już nie był sen. Naprawdę ze sobą rozmawiali.
- Chcę i to bardzo, powiedziałem Ci, że niedługo się ze sobą spotkamy. Kiedy umrzesz. Masz przed sobą jeszcze naprawdę dużo do przeżycia Stiles. Znajdziesz kogoś, będziecie mieli śliczne dzieci, odziedziczą po Tobie oczy i ten zadarty do góry nos. Nie każ mi patrzeć jak cierpisz.
- Ty to wszystko widzisz? - po policzkach Stilinskiego słynęło kilka łez. - Widzisz i pozwalasz na to co się teraz dzieje? Gdybyś mnie kochał już dawno kazałbyś mi się zabić abym był z Tobą. A ty stoisz tutaj i mówisz, że będę szczęśliwy, że spotkamy się dopiero jak umrę ze starości! Co to ma być? Jakaś telenowela? W życiu tak nie ma. Albo jest się szczęśliwym z osobą którą kocha się bezgranicznie albo nie jest się szczęśliwy w ogóle. Ja jestem szczęśliwy przy tobie!
- To niebezpieczne szczęście - stał tam spokojnie. Powoli doprowadzał go do szału.
- Niebezpieczne? A co bez Ciebie jest bezpieczne? Nie ma mnie kto bronić, pocieszać, całować, przytulać. Zdecyduj się, wolisz abyśmy byli żywi razem po tym jak Cię wyciągnę z tego gdziekolwiek tam jesteś, lub będziemy martwi razem gdziekolwiek tam jesteś.
- Dobrze wiem, że i tak się mnie nie posłuchasz. Każda z tym opcji jest niebezpieczna dla Ciebie, ja już jestem martwy. Co jeśli ja wrócę a ty nie. Wiesz co zrobię? Pójdę do Argentów i poproszę aby mnie zabili w najbardziej bolesny sposób jaki znają.
- Dlaczego? 
- Bo chcę poczuć ten ból który teraz czujesz ty.
- Cytujesz mnie - uśmiechnął się słabo.
- Pamiętam każde Twoje słowo - Nie wytrzymał. Zaczął biec w jego stronę. Przytulił go mocno. Ile minęło zanim zorientował się, że przytula powietrze? Niezbyt długo. Otworzył oczy, a jedyne co zobaczył to kałuża wody pod jego butami. Wiedział gdzie go szukać. Jest tam gdzie go zostawił. W basenie.

 Obudził się powoli otwierając oczy. Ojca nigdzie nie było, a to oznacza że spokojnie mógł zadzwonić do Scott'a.Sięgnął po telefon i wybrał numer.
- Przyjedź jak najszybciej. Ojca nie ma, a obydwoje wiemy, że mnie nie wypuszczą. Będziesz musiał wyskoczyć ze mną przez okno. Lub przemycić mnie przez całą gromadę lekarzy. Jak już wyjdziemy z tego szpitala, pojedziemy prosto do Deatona i dowiemy się co mamy dalej robić. Ruszaj dupę i wsiadaj do samochodu, mamy mało czasu. - rozłączył się nie czekając na odpowiedź. Wiedział że przyjaciel go posłucha. Odłożył telefon na szafkę i sięgnął po torbę która leżała na krześle. Szybko założył bieliznę, parę dresów i kolorową koszulkę. No tak, on nie ma nic nie rzucającego się w oczy. Wyciągnął sobie z ramienia igłę która doprowadzała do niego płyny z kroplówki. Na resztę kabli musiał poczekać na McCall'a. Kiedy je odczepi momentalnie wszystko zacznie piszczeć, a wtedy droga ucieczki przez drzwi będzie niemożliwa. Czyli zostaje okno. Mineło jakieś dziesięć minut nim Scott dotarł do szpitala. Wszedł w miarę naturalnie do jego sali.
- Co robimy? - spytał na wejściu.
- Okno, nie ma innego wyjścia. Kiedy mi to odłączymy automatycznie wpadną tu lekarze. Zjebana aparatura - westchnął. Scott w tym czasie otworzył szeroko okno. - Mam tylko pytanie. Nie połamiesz nóg jak skoczysz ze mną na plecach?
- Nie wiem, niedługo się przekonamy - uśmiechnął się. Stiles zrzucił z siebie kołdrę. Usiadł na łóżku. Czekał na dobrą chwilę.
- Zobacz czy droga wolna - powiedział patrząc na drzwi. Wilkołak wyjrzał i rozejrzał się po korytarzu. Nikogo nie było.
- Droga wolna.
- To działamy - zaczął szybko odczepiać od siebie wszystkie kable. Scott pomógł mu wejść na swoje plecy, a następnie stanął przy oknie.
- Jesteś pewny?
- Miejmy to z głowy Scott! - wrzasnął mu do ucha a następnie lecieli w dół. Ziemia zbliżała się bardzo szybko, a jednak nadzwyczaj wolno. Na tyle wolno aby całe życie mogło przelecieć mu przed oczami. Poczuł mocne szarpnięcie do przodu. Otworzył oczy.
- Żyjemy? Scott żyjesz? - jego przyjaciel kiwnął głową. - To wiej zanim się zorientują jak wyszedłem. - Nadal siedział mu na plecach, jakoś mu to nie przeszkadzało. Dobiegli do samochodu. Usiadł po stronie pasażera. Jechali naprawdę szybko. Chciał to już mieć z głowy, chciał zobaczyć Hale'a.
- Wiesz, że będę musiał odkopać Derek'a i przynieść go do Deatona? Jak coś pójdzie nie tak będziemy musieli znów go zakopać.
- Nawet tak nie mów. On wróci, a ja razem z nim. Nic mnie przed tym nie powstrzyma, dobrze o tym wiesz. - warknął Stiles wpatrując się w jezdnię.
- Naprawdę musisz go kochać. - Stiles uśmiechnął się lekko i przytaknął głową. Ucieszyło go, że ktoś prócz niego tak myślał.
- Naprawdę go kocham.
- Jak to się stało, że wy no wiesz, byliście razem - zapytał cicho McCall.
- Jesteśmy razem - poprawił go Stilinski. - Poszedłem do niego do domu i powiedziałem, że mi się spodobał, a później jakoś samo wyszło - wolał nie wspominać co się wtedy stało.
- Ile "jesteście" razem - Scott dziwnie czuł się mówiąc o Dereku w czasie teraźniejszym, przyzwyczaił się do tego, że on nie żyje.
- Miesiąc. Jeden jebany miesiąc, a ja wiem, że to ten z którym mam zamiar być do końca życia. - po tym co powiedział obydwoje zamilkli.




Przepraszam że tak długo, ale jakoś nie mogłam znaleźć piosenki przy której dobrze by mi się to pisało. Macie to szczęście że wczoraj pobrałam nową i oto jest kolejny rozdział tego okropnego opowiadania. Haha, pewnie znów piszę do siebie. Jeśli chcielibyście usłyszeć tą piosenkę to kliknijcie TUTAJ.
Przepraszam za wszystkie błędy lub jeśli coś nie będzie miało sensu. Ciekawa jestem jakie są wasze przemyślenia na temat zakończenia :)

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 4 - piątek

(Stiles)
 Kiedy się obudził nie czuł właściwie nic prócz kabli podłączonych do jego ciała. Uchylał powoli powieki w obawie przed rażącym światłem. Było jednak ciemno. Pewnie środek nocy. Widział cokolwiek tylko i wyłącznie dzięki świetlówkom z korytarza. Chciał wstać, ale nie miał siły. Na dodatek czyjaś dłoń trzymała jego. Derek? Szybko spojrzał w stronę osoby, ale jedyne co zobaczył to jego ojciec śpiący z głową wspartą o kant szpitalnego łóżka. Dobra, trzeba coś wymyślić żeby się stąd jak najszybciej wydostać. Musi udawać, że wszystko jest z nim w porządku. Po prostu miał kilka gorszych dni. Mówiąc kilka dni miał na myśli miesiąc, ale to szczegół niewarty uwagi. Nic się w nim nie zmieniło prócz podejścia do życia którego właściwie już nie miał. Umierał, wiedział o tym. Przymknął oczy jednak bezsenność znów zaczęła go męczyć. Strzepnął dłoń swojego ojca ze swojej i odwrócił głowę w stronę drzwi. Miał ochotę zasnąć i znów zobaczyć tą ukochaną twarz która gdy się uśmiechała wyglądała jak wschodzące słońce. Znów przymknął oczy. Pomyślał o tych wszystkich chwilach które ze sobą spędzili. Pierwsze spotkanie. O tak, to definitywnie było przeznaczenie. Od razu poznał kto to był. Zachwycił go także ton jego głosu, coś jak warczenie, później oczywiście dowiedział się dlaczego tak było, nie przeszkadzało mu to. Nie przeszkadzało mu że jego ukochana osoba była chłopakiem i do tego krwiożerczym alphą. Uśmiechnął się do siebie. Powoli zaczął odpływać, przestał myśleć o złym, lecz zaczął myśleć o dobrym.

(Scott) 
 Zebrał wszystkich przed szkołą. Może i nie najlepsze miejsce na spotkanie, ale jedyne gdzie mógł złapać wszystkich w jak najszybszym czasie. Wiadome było, że Stiles nie dawał sobie rady. Potrzebował naszej pomocy. Skończył się czas lekceważenia jego zachowania. Każdemu przydzielił inne zadanie. Isaac miał pilnować aby jadł coś podczas przerw, Allison uważała aby wszystkie przerwy spędzał w czyimś towarzystwie. Lydia miała jeździć z nim do domu i do szkoły, ona już wiedziała jak o to zadbać, lecz kiedy usłyszała w jaki sposób on to widział, skrzywiła się lekko. Myślał, że poleci na to iż Lydia chce zacząć się z nim spotykać, ona nie była tego taka pewna. Wysłał jej pytające spojrzenie, a ona odpowiedziała mu niemym "później". Kiedy rozeszli się do klas został tylko on i rudowłosa dziewczyna. Przyjrzała mu się dokładnie po czym zaczęła wszystko tłumaczyć. Słuchał każdego jej słowa. Nie mógł uwierzyć, ale powoli wszystko zaczęło się wyjaśniać. Dlaczego Stiles cały czas pachniał Derekiem. Czemu Hale był mniej wredny niż zazwyczaj.
- On nie umie tego znieść Scott. Widziałam jego wybuch w szpitalu. On pragnie żeby Derek żył, a jeśli nie wtedy on zrobi wszystko aby być martwym tak jak on. Widzę to w jego oczach - powiedziała cichym głosem. Łza spłynęła jej po policzku. - Mimo wszystko nie chcę go tracić. To mój przyjaciel, a wiesz, że jak on coś postanowi to zrobi to nie ważne jak długo miałoby to potrwać.
- Spokojnie Lydia. Może da się jeszcze coś zrobić. Trzeba tylko pomyśleć co zrobić aby zapomniał. - westchnął. Ona roześmiała się.
- Czy ty zapomniałbyś o Allison tak łatwo gdyby to ona była martwa. Gdybyś patrzył jak ona umiera. Jezu Scott, ogarnij się. Stracił najbliższą mu osobę - spojrzała na niego błagalnie.
- Porozmawiam z Deatonem - odparł.
- A co Ci to da?
- Spróbujemy wskrzesić Dereka - uśmiechnął się niepewnie po czym odszedł. Jęsli miał z nim porozmawiać to teraz. Szkoła może poczekać.

- Moglibyśmy to zrobić Scott, ale tylko jeśli istniałaby jakakolwiek osoba spokrewniona z nim, z którą był bardzo związany, inaczej nic nie możemy poradzić. Chodzi o to, że każda nadprzyrodzona istota, nie ważne jakie miałaby zdolności, krąży po innym wymiarze. One nigdy nie odchodzą. Problem w tym, że aby tą istotę znaleźć należy naprawdę wiedzieć kogo się szuka. - Deaton spojrzał na niego smutno. Widział jak wszyscy przeżyli śmierć alphy.
- Znam taką osobę. Co prawda nie jest z nim spokrewniona, ale bardzo mu bliska - powiedział z nadzieją. Mimo wszystko starał się zrobić wszystko aby tylko i Stiles miał nadzieję.
- Niby kto taki Scott? Laura nie żyje, Peter na nic nam się nie zda. To martwy punkt - odwrócił się chcąc wrócić do swojej pracy.
- Stiles - powiedział szybko mając nadzieję, że jednak zwróci na niego jeszcze trochę uwagi.
- Jest za słaby. Ledwo chodzi, leży w szpitalu. Oczekujesz od niego, że w jeden dzień pozbiera się do kupy, zbierze siły, zapomni o wszystkim co złe, nabierze siły do życia i uda się w kilku godzinny sen który prawdopodobnie wykończyłby nawet Ciebie. Musiałby wprowadzić się w stan pomiędzy życiem, a śmiercią. Znaleźć Derek'a i sprowadzić go z powrotem. Tego od niego oczekujesz? - czy mu się zdaje czy i on powoli podsuwał mu pewne pomysły jak zmusić Stilinskiego.
- Skoro wytrwał do teraz to znaczy, że jest silny. Jeśli dowie się, że Hale może żyć to momentalnie powróci do życia. Właściwie to on już jest w stanie pomiędzy życiem, a śmiercią Deaton.
- Co powiedziałeś? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- No Lydia mówiła mi, że Stiles go widział, a jak się obudził to zaczął histeryzować, że był obok niego. Był przekonany, że nadal żyje.
- To zmienia postać rzeczy. W takim przypadku musisz mu powiedzieć, a on musi naprawdę w to uwierzyć i nabrać sił, lub przynajmniej na tyle aby mógł samodzielnie stać. - puścił mu oczko jakby to było nic. Jakby robił to już setki razy w swoim życiu. W tamtej chwili przyszło mu na myśl, że zadaje się z naprawdę dziwnymi osobami.
 Scott wybiegł z budynku gdzie pracował i szybko ruszył w stronę szpitala. To było naprawdę dziwne. Jak on niby powie to Stilesowi aby ten mu uwierzył. Wyśmieje go, lecz teraz nie to było najważniejsze w tej chwili mógł uratować dwie osoby za jednym zamachem, lub zabić je obie.

(Stiles) 
 Nienawidził siebie. Tak łatwo dał się pogrążyć przez jego uśmiech. Teraz za każdym razem kiedy go wspomina łzy spływają mu po twarzy. I nie może tego zmienić, teraz kiedy jest słabszy odkrył jak bardzo zimny jest ten świat, jak bardzo przełamuje to jego dusze. Mimo tego wie, że głęboko w jego prawie martwej duszy, głęboko w nim, może być tym jedynym. Sam nie wiedział co to może znaczyć, ale miał nadzieję, na to, że jest tym jednym. Nigdy nie pozwoliłby mu upaść, zawsze stałby u jego boku nie ważne jak bardzo by tego nie chciał, byłby przy nim bez względu na to jak bardzo by go odtrącał, nawet jeśli uratowanie go zesłałoby go do nieba. Mógł powtarzać sobie, jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze, ale miesiące będą leciały a nic dobrze nie będzie. Gdyby tylko jeszcze raz mógłby z nim być wiedział, że wszystkie gwiazdy spadłyby tylko i wyłącznie dla nich. Teraz myślał jedynie o tym, że dni stają się dłuższe, a noce kiedy może spojrzeć mu w oczy coraz krótsze.
 On był jego jedyną prawdziwą miłością, całym jego sercem, nie chciał aby to odrzucił i nie zrobił tego. Bo był przy nim, bo kochał go, chciał aby został, a odszedł i nie wróci i to właśnie tak bardzo bolało. Nie wróci.
- Stiles! - ocknął się momentalnie kiedy usłyszał wrzask swojego przyjaciela wbiegającego do jego sali. Spojrzał na niego pytająco a ten uśmiechnął się do niego. - Uratujemy Dereka, a raczej ty to zrobisz, tylko musisz mi uwierzyć i wyjść jutro ze szpitala. Musisz mieć siłę aby iść sam. Boże, mówię jak w jakiejś telenoweli. Szkoda, że jeszcze nie mam zadyszki. Dobrze że jej nie mam, nie mógłbym wtedy tyle powiedzieć...
- Byłoby dobrze gdybyś nie mógł tyle powiedzieć - warknął Stilinski.
- Mniejsza o to. Wiem, że byłeś z Derekiem, Lyds mi powiedziała. Jeśli chcesz go z powrotem musisz po niego pójść, dosłownie. Deaton mówi, że to możliwe bo już raz go widziałeś prawda? - Stiles kiwnął głową, a jego oczy zaczęły dziwnie świecić, To była nadzieja. Czysta, niepodważalna nadzieja.
- Będziesz musiał pójść po niego i go znaleźć.
- Zrobię to, tylko niech on do mnie wróci - i wtedy uświadomił sobie, że to oznaczało bycie tym jedynym. Poświęci się dla niego, będzie bohaterem, tak jak on był bohaterem. Uratował go odpychając go na bok, a sam wpadając do tego pieprzonego basenu. Teraz Stiles mógł go z niego wyciągnąć.
 Uśmiechnął się do Scotta i poprosił go aby wyszedł, a ten zgodził się. Wtedy zaczął rozmyślać. Zamknął oczy i mówił na głos to co myślał aby w końcu to z siebie wyrzucić.
- Zostałem zwalony z nóg przez Ciebie tylko i wyłącznie dlatego, że dowiedziałem się że odszedłeś i już nigdy Cię nie będzie. Teraz płaczę, ale wyznają prawdę. Zostawiłeś mnie bez żadnych słów pożegnania, może dlatego, że wiedziałeś iż nie są one twoimi ostatnimi, wiedziałeś, że po ciebie przyjdę. Może w tej chwili ktoś Cię goni, a ty uciekasz, z obawą, że gdy przyjdę ciebie nie będzie. W ten sposób starasz się mnie ocalić, ale jaki w tym sens. No tak, tylko twoja obecność może mnie ocalić. Może i w przeszłości popełniałeś złe decyzje, ale jedna na pewno była dobra. Wybrałeś mnie, a ja się nie poddam i będę za tobą podążać. Myślisz że się dowartościowuję prawda? - zaśmiał się sam do siebie.
- Wcale tak nie myślę Stiles - usłyszał cichy głos. Otworzył oczy, ale nic nie widział, ten głos był w jego głowie. - Wcale tak nie myślę


Jesu, ale ten rozdział jest kiczowaty, jak się nie spodoba to go usunę i napiszę nowy bo sama nie wiem. Wiem, co będzie na końcu i jak to potoczyć dalej, ale mam to w swojej głowie i trudno cokolwiek napisać. Jeszcze wena kompletnie mnie opuściła, więc jeśli się wam nie podoba to błagam napiszcie w komentarzach a ja postaram się coś pozmieniać. I strasznie przepraszam za wszystkie błędy, wiem że jest ich dużo.

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 3 - czwartek

Usłyszał dźwięk budzika. Czekał na niego od jakiś trzech godzin. Spał niecałe dwie. Może to i lepiej. Umrze z wykończenia. Chociaż nie był pewien czy chciał takiej śmierci. Wolał umrzeć jak Derek, a on zginął jako bohater. Pozostawił po sobie ślad o którym zawsze będzie pamiętał. Pozostawił po sobie wielką kałużę wody którą teraz Stiles bał się przekroczyć z obawy, że do niej wpadnie i nigdy z niej nie wyjdzie. Czasami zastawiał się czy już do niej nie wpadł. Czy nie dryfuje gdzieś w świecie równoległym czekając na to, aż jego ukochany wilkołak przyjdzie i zabierze go ze sobą w bezpieczne miejsce.
 Podniósł się z łóżka z niemałym trudem. Wszystko go bolało. Miał wrażenie, że widzi przed sobą Derek'a. Uśmiechał się do niego lekko, na nic więcej nie było go stać, ale to nastolatkowi zazwyczaj wystarczało. Widział, że się starał, chciał aby nadal to robił. Dlaczego tego nie zrobi Stiles huh? Ach no tak, on nie żyje. To Twoja wina. Wiesz o tym tylko nie chcesz się przed sobą przyznać. Chcesz wiedzieć iż on nadal Cię kocha.
 Potrząsnął głową próbując wyrzucić ze swojej głowy te myśli. Powolnym krokiem podszedł do szafy. Wyjął z niej parę szarych dresów i niebieską koszulkę. Nie była jego, chyba należała do Hale'a. Jakie chyba, on wiedział, że należało to do niego. Zanurzył nos w cienkim materiale wdychając jego zapach. Uzależnił się od niego, a teraz nie umiał się tego pozbyć. Pociągnął nosem i przygryzł język próbując się nie rozpłakać. Nie było to takie łatwe. Spróbuj żyć w miejscu gdzie prawie każdy najmniejszy szczegół przypomina Ci o kimś kogo już nigdy nie zobaczysz. Jakbyś się wtedy czuł? Niezbyt miło prawda.
 Odwrócił się na pięcie i skierował w stronę łazienki. Zamknął ją na klucz. Nie miał ochoty aby ktoś mu teraz przeszkadzał nawet jeśli pęcherz jego Ojca miałby wybuchnąć. Tak, był w domu. Zdziwiło go to trochę. Zwykle o tej porze był w pracy. Stiles odkręcił wodę pod prysznicem, a sam rozebrał się. Stanął przed lustrem i nie uwierzył temu co zobaczył. Przed nim stała jakaś nie znana mu postać. Oczy były wyblakłe jak kilkuletni t-shirt. Kości wystawały w każdym możliwym miejscu. Skóra bledsza od śniegu jakby powoli zaczynała gnić. Przynajmniej w jego oczach. Zamieniał się w zombie. Obawiał się ich apokalipsy, a sam ją rozpocznie. Zamrugał kilka razy oczami chcąc się upewnić czy to co widzi jest prawdziwe. Na jego nieszczęście było. Wszedł pod prysznic. Obmył swoje ciało malinowym płynem, Derek go uwielbiał. Nogi ugięły się pod jego ciężarem. Osunął się po ścianie w dół, w połowie drogi wybuchając donośnym szlochem. Jakim cudem tak silna osoba jak on tak łatwo się załamała. Tak nie powinno być. Powinien pozbierać się i pokazać wszystkim jak bardzo jest niezwykły, jakim bohaterem może być, ale nie miał dla kogo być tym bohaterem. Ukrył twarz w dłoniach próbując się opanować kiedy usłyszał głośne pukanie do drzwi oraz głos Ojca.
- Stiles wszystko w porządku? - jego zmartwiony głos tylko zwiększył poczucie winy. - Siedzisz tam już pół godziny.
- Jest okej, zaraz wyjdę - odpowiedział cicho zakręcając dopływ wody. Pociągnął nosem i wyszedł. Ledwo mógł utrzymać się w pionie, a co dopiero mówić o chodzeniu.
 Ubrał czyste bokserki oraz dres. Umył szybko zęby podrażniając sobie przy tym dziąsła. Oczyścił twarz zimną wodą mając nadzieję, że ta go rozbudzi. Nawet już sam siebie nie umie oszukać. Wciągnął na tors niebieską koszulkę i wyszedł z łazienki. Włosy zaczęły już schnąć, więc nie przejmował się suszeniem ich.
 Wszedł do kuchni, a tam czekał na niego Pan Stilinski.
- Odwieziesz mnie dziś do szkoły? - spytał Ojca. Wiedział, że sam nie da rady dojechać do niej bezpiecznie.
- Nie chcesz zostać w domu?
- Dam sobie radę - mruknął w odpowiedzi. Wyjął z lodówki wodę i schował ją do plecaka. Mimo wszystko nie chciał umierać z odwodnienia.
- To zbieraj się powoli. Zjedz coś przed wyjściem. Wyglądasz... - nie dokończył. Nie chciał urazić syna.
Stiles zacisnął oczy i odetchnął głęboko. Zaraz musiał wyjść. Będzie się pewnie musiał tłumaczyć Scottowi za to co zrobił wczoraj, ale co on właściwie zrobił. Urwał się z lekcji. Przespał 20 minut w szkolnym kiblu. To nic wielkiego. Mógłby przez cały dzień wymieniać uczniów gorszych od niego. Chwycił swój plecak który leżał przy jego łóżku. Automatycznie poczuł się zmęczony i zachciało mu się wymiotować. Nie miał tylko czym. Wyszedł na dwór, a następnie wsiadł do auta Ojca. Nie rozmawiali ze sobą przez całą drogę. Nawet nie pożegnali się kiedy wysiadał. Tak można przedstawić relacje rodziców z ich dziećmi na całym świecie.
 Wszedł do szkoły. Głowę miał uniesioną do góry. Wzrokiem szukał swojego przyjaciela aby skutecznie mógł go ominąć. Czy wspominał już, że miał okropnego pecha? Ktoś złapał go za ramiona i pociągnął w stronę najbliższej sali. Najgorsze było to, że były to zdecydowanie damskie dłonie.
- Cześć Stiles - przywitała się Lydia. Uśmiechała się do niego szeroko.
- Co ja tu robię? - spytał mając nadzieję na jak najszybsze wyjście.
- Albo mi powiesz dlaczego wyglądasz jak trup, albo mogę się sama dowiedzieć, a wtedy nie będzie tak miło. Widzę, że chcesz komuś powiedzieć nie wiem tylko dlaczego tego nie zrobisz - usiadła naprzeciwko niego. Jej głos był spokojny, ale stanowczy zarazem.
- Nie mogę - zamrugał kilka razy oczami. Był zdecydowanie jednym z najsłabszych ludzi na świecie. - To tak bardzo boli - wydusił z siebie i wybuchł przeraźliwym płaczem. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej. Szybko łapał powietrze. Wiedział, że niedługo zemdleje. Czekał tylko na ten moment. Czekał na to naprawdę bardzo długo, właściwie to od kiedy podniósł się z łóżka.
- Stiles wszystko w porządku? Stiles? Stiles?! - Lydia potrząsała nim gorączkowo wołając przy tym o pomoc.
- Nic nie jest w porządku - wydusił zanim odleciał. Zdążył zobaczyć wbiegającą do sali postać. Czemu błagał o to aby był to Derek?

- Wiesz, że kiedy toniesz nie możesz normalnie się zachłysnąć dopóki nie stracisz przytomności. To dobrowolne wstrzymywanie oddechu. To jakby nie miało znaczenia, jak bardzo panikujesz, instynkt, by nie wpuścić do środka wody jest tak silny, że nie otworzysz ust, dopóki nie poczujesz się, jakby głowa miała ci eksplodować. Ale kiedy w końcu ją wpuścisz, to właśnie moment, kiedy przestajesz cierpieć. To nie jest przerażające. To nawet trochę uspokajające. Chciałbym tylko wiedzieć jak bardzo wtedy cierpiałeś, abym ja mógł przejąć trochę tego bólu na siebie, żebyś nie musiał przeżywać tego od początku. Dałbym Ci żyć chociaż przez jeden dzień dłużej. Pożegnałbym się. Prawdopodobnie nie byłbym tak bardzo zrozpaczony aby znów Cię zobaczyć - powiedział brązowooki chłopak.
- Nie cierpiałem, myślałem o Tobie. O twoim uśmiechu. To prawda, że kiedy umierasz myślisz tylko i wyłącznie o najbliższych Ci osobach. Musisz wiedzieć, że jedyną osobą o której myślałem byłeś ty. Nie ważne jak bardzo ukrywam mój ból, nigdy nie pozwoliłbym Ci wziąć go na siebie - zielonooki przybliżył się do nastolatka i przytulił go mocno. Nie chciał go puszczać, wiedział jednak, że będzie musiał to zrobić.
- Mamy mało czasu Stiles. Niedługo się obudzisz. Wrócisz do tego co było. Obiecaj mi, że zostaniesz. Nie przyjdziesz tu do mnie.
- Nie pomyślałeś, że skoro już mi się pokazałeś to jeszcze bardziej będę chciał do Ciebie dołączyć tylko po to aby już nigdy nie wyjść z Twojego uścisku. Dlaczego nie mogę tu zostać Derek? - młodszy z nich był zrozpaczony. Nie wiedział co zrobić. Jedyne co mógł to słuchać i mieć nadzieję na najlepsze.
- To jeszcze nie jest Twój czas - Hale ucałował jego czoło. Włożył w to tak wiele uczuć. Tęsknota, ból, przerażenie, a przede wszystkim miłość. Było to tak intensywne, że Stiles poczuł to razem z nim. - Niedługo się zobaczymy, kocham Cię - uśmiechnął się do niego powoli rozpływając się w powietrzu.
- Derek? Derek?! Derek?! - krzyczał ale na marne. Nikt się już nie pojawił. Siedział pośrodku ciemności czekając na wybudzenie się ze snu. Czekał na to tylko po to aby znów zapaść w sen, wieczny sen.

- Derek?! - obudził się gwałtownie. Rozejrzał się na boki. Był w sali szpitalnej. Miejsce znienawidzone przez niego. Nic dobrego nigdy nie wynikało z tego, że się tu znalazłeś. Obok niego siedziała Lydia. Wpatrywała się w niego przerażona. Trzymała mocno jego ramię, ale kiedy zobaczyła jak na nią patrzy szybko je puściła. - Gdzie jest Derek? - wyszeptał spuszczając wzrok.
-  On.. On nie...
- Nawet nie kończ tego co mówiłaś. On żyje  - powiedział z pewnością w głosie. - Powiedz mi tylko gdzie jest, lub pójdź po niego i go przyprowadź - spojrzał na nią błagalnie. Ból w jej oczach rozdzierał serce, ale jego serce nie mogło być w tej chwili bardziej rozdarte.
- Przykro mi - szepnęła ściskając jego dłoń.
- Nie.. - pokręcił szybko głową. - Nie, nie nie. Widziałem go przed chwilą! Był ze mną! Nie okłamuj mnie! Myślisz że to zabawne?! - wydzierał się tak głośno, że prawdopodobnie cały szpital mógł go usłyszeć - To wcale nie jest kurwa zabawne! - wyrywał się na wszystkie strony dopóki nie przybiegły pielęgniarki. Szybko podały mu leki uspokajające.
- Był ze mną, kochał mnie - szepnął zamykając oczy. Znów zaśnie, szkoda że nie na wieczność.


Jestem pewna, że jest tu tak dużo błędów, że nie da się ich zliczyć. Nie wiem kiedy będzie czwórka, tak wiem, piszę sama do siebie, ale to właściwie nawet lepiej :)

sobota, 7 września 2013

Rozdział 2 - środa

 Wsiadł do samochodu trzaskając za sobą drzwiami. Oparł głowę o kierownicę. Nie miał już na nic siły. Ledwo cokolwiek widział. Powieki praktycznie przez cały czas były zamknięte. Chodzenie na lekcje i tak się nie opłacało. Nic z nich nie pamiętał. Nie miał nawet pojęcia kiedy wszedł i wyszedł z sali. Spróbował otworzyć szerzej oczy, lecz nic mu to nie dało. Sprawiło to tylko tyle, że był jeszcze bardziej zmęczony niż kilka sekund temu. Nie spostrzegł nawet kiedy zasnął.

- Wiem, że tu jesteś Derek! - krzyknął a echo rozniosło się po spalonym wnętrzu domu wilkołaka. Przyszedł do niego bo nie mógł dłużej wytrzymać. Musiał mu powiedzieć co czuje.
Dlaczego nie chciał się z nim spotkać? No tak, to przecież Hale. Gbur nad gburami który zawładną jego sercem. Zawsze mu się podobał, ale ostatnio przybrało to na sile. Szczególnie kiedy patrzył na niego. Widział w jego oczach uczucie którego nigdy wcześniej u niego nie widział i nie umiał go rozpoznać. Wszedł głębiej do domu rozglądając się po każdym pokoju kiedy usłyszał cichy szmer na górze. Zaczął biec po schodach, lecz jeden ze schodków nie wytrzymał ciężaru. Noga zapadła mu się w dół. Spróchniałe drewno przebiło się przez jego spodnie raniąc bladą skórę. Po chwili poczuł spływającą po udzie krew. Z każdym ruchem bolało go co raz bardziej.
- Cholera - usłyszał ciche mruknięcie nad sobą. Nie podniósł jednak głowy będąc bardziej skupionym na utrzymaniu jakiejkolwiek równowagi. Zauważył długie pazury zbliżające się do drewna. Niedługo później swobodnie mógł się stamtąd wydostać. Poczuł silne dłonie obejmujące go w pasie i stawiające do pionu. Podniósł głowę do góry napotykając na swojej drodze wściekłe zielone oczy.
- Ja... - spróbował coś powiedzieć, ale nie bardzo mu to wychodziło.
- Co tu robisz Stiles? - Zapytał go ostrym tonem. Skulił się trochę czując na sobie jego przeszywający wzrok. 
- Muszę z Tobą porozmawiać - odzyskał mowę przypominając sobie po co tu przyszedł.
- Więc mów - Derek nadal trzymał go w pasie pomagając mu w utrzymaniu równowagi.
- Wolałbym nie stać kilka centymetrów od dziury która prawie urwała mi nogę - stwierdził próbując odejść na bok. Z marnym skutkiem.
- Trzymaj się młody - Hale przerzucił go sobie przez ramię jak zwykły kawałek materiału. Zniósł go na dół a następnie wyprowadził na zewnątrz. Posadził go na miejscu pasażera w Jeep'ie, a sam usiadł na miejscu kierowcy.
- Gdzie jedziemy? - spojrzał na niego jak na wariata.
- Do szpitala. Trzeba Ci to opatrzyć pacanie. Gdybyś tu nie przychodził nie byłoby kłopotu - warknął odpalając silnik.
- A więc to moja wina, że się przede mną ukrywałeś? Gdybyś zszedł od razu nie musiałbym schodzić po tym jebanych schodach! - odpyskował mu z wielką wprawą.
- Nie ja chciałem z Tobą rozmawiać - odpowiedział mu już z większym opanowaniem. Przez las jechali w ciszy. Stilinski postanowił się odezwać dopiero kiedy znaleźli się na prostej drodze.
- Ale ja chciałem z Tobą rozmawiać - mruknął pod nosem jakby dopiero wymyślił co mógłby powiedzieć.
- Teraz nie masz pod nogami wielkiej dziury - westchnął uważnie patrząc na drogę.
- Możesz przez chwilę nic nie mówić bo przygotowałem przemowę? - zapytał, a gdy tamten przytaknął zaczął mówić.
- Wiesz, że nigdy nie pałałem do Ciebie sympatią...
- Niezły początek - prychnął starszy.
- Miałeś mi nie przeszkadzać. Chodzi mi o to, że teraz jest inaczej. O wiele inaczej. Ja wiem, że jesteś typem samotnika, twoim jedynym przyjacielem jest Twój samochód, a jakiekolwiek towarzystwo doprowadza Cię do szału, ale mi się to spodobało. Ty mi się spodobałeś. Podobasz mi się - usłyszał pisk opon i poczuł mocne szarpnięcie w klatce piersiowej.
- Co powiedziałeś? - Derek odwrócił się w jego stronę.
- Nie tak to sobie wyobrażałem. - westchnął - Powiedziałem że...
- Tak, tak - nie pozwolił mu dokończyć. - Co masz na myśli mówiąc, że Ci się spodobałem?
- No ja.. Tak, chyba, nie wiem do końca. Zakochałem się w Tobie? - bardziej spytał niż stwierdził. W tej chwili miał wrażenie, że oczy Derek'a stały się o wiele większe, jeszcze piękniejsze. Tak myśl o tym w takiej chwili .
- Ja. Yhm. Nie wiem co powiedzieć - Hale poczuł suchość w gardle.
- Więc nie mów. - Stiles odwrócił się w jego stronę. Odpiął pasy i zbliżył się. Ich twarze dzieliły centymetry.
- Nie mogę. Coś Ci się stanie. Nie mogę - powtarzał w kółko zielonooki.
- Mam to gdzieś - położył mu dłoń na tyle szyi i przyciągnął do mocnego, niepewnego pocałunku który po chwili był pełen uczucia. 

 Obudził się z wielką pustką w głowie. To było jedno z najbardziej bolesnych wspomnień. Jego nieudolne wyznanie miłości które zmieniło resztę jego życia. Może gdyby tego nie powiedział Derek nadal by żył. Nie próbowałby go chronić za czym idzie brak śmierci. Przetarł oczy rozglądając się dookoła. Zauważył Scott'a zbliżającego się do samochodu. Szybko odpalił silnik i odjechał nie zaszczycając go ani chwilą uwagi. Nie chciał z nim rozmawiać. Zacząłby pytać, a on nie chciał odpowiadać. Zaczął myśleć o tym jaki był pierwszy pocałunek z Hale'em. Na jego usta mimowolnie wkradł się nikły uśmiech, ale za chwilę wypełniła go tylko fala bólu. Już nigdy nie poczuje jak zarost drapie jego delikatnie policzki, jak przygryza jego wargę chcąc sprawić mu przyjemność. Lewą dłoń skierował do uda na którym widniała blizna z tamtego popołudnia. Mógł ją wyczuć przez materiał spodni, kiedy wysilił swoje zmysły. Przez to wszystko na chwilę stracił panowanie nad samochodem. Jechał w tej chwili jak pijany. Z każdym dniem czuł się co raz gorzej. Nie widział w sobie żadnej poprawy. Since pod oczami stawały się większe i większe. Ciekawe co by było gdyby zakończył swoje życie w tej chwili. Mógłby wjechać w jakieś drzewo. Nie był jeszcze na to gotowy. Nie był pewien czy kiedykolwiek będzie gotowy, lecz jeśli taka była cena szczęścia to zamierzał się poświęcić. Wjechał na podjazd swojego domu i zgasił silnik. Wysiadł z samochodu ze spuszczoną głową. Drzwi o dziwo były otwarte. Postanowił zlekceważyć to, że jego ojciec był w domu i mógłby teraz zrobić mu wykład na temat ucieczek ze szkoły. Wszedł do kuchni aby się czegoś napić.
- Co tu robisz o tej porze? - spytał zdziwiony Ojciec.
- Nie mam teraz siły tym rozmawiać tato - odpowiedział błagalnym tonem. Miał nadzieję że mu odpuści. Ten jeden raz.
- Mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć? - westchnął podchodząc do syna i odwracając go w swoją stronę. Nigdy nie chciał zobaczyć czegoś takiego. Ten ból w oczach, blada jak śnieg skóra, kości policzkowe wystające bardziej niż zwykle. Zakrył dłonią usta.
- Daj spokój, nie obchodzi Cię to - mruknął Stiles i wyminął go obojętnym krokiem. Skierował się do swojego pokoju gdzie położył się na łóżku z zamiarem zaśnięcia. Nie zdziwił się kiedy mu się nie udało. Cały czas miał w głowie tylko jedno słowo, a raczej imię.
DerekDerekDerekDerekDerek


Mam takie wrażenie, że ten jest krótszy od poprzedniego i tak pewnie jest. Przepraszam za ortografię i literówki

Rozdział 1 - środa

 Stiles snuł się po szkole jak duch. Gdyby nie to, że zwykle rzucał się w oczy - nikt by go nie zauważał. Tylko on wiedział o co chodzi. Reszta mogła się zastanawiać nad tym co siedzi temu siedemnastolatkowi w głowie. Co mogło go aż tak zdołować, że wyglądał jak zombie. Podkrążone oczy mocno odznaczały się na jego bladej skórze która ostatnio i tak była bledsza niż zwykle. Duże brązowe oczy wyblakły z ich normalnego koloru i wyglądały jak sprany brąz. Nie to, że Stilinski robił to specjalnie. Zwyczajnie nie mógł normalnie funkcjonować. On był dla niego wszystkim. Miesiąc spędzony na całowaniu i przytulaniu był jak rok małżeństwa. To co że nikt o nich nie wiedział? Oni wiedzieli i im to wystarczało. Chciał jeszcze raz spojrzeć w jego oczy i opowiedzieć o tym jak trudno było mu ukrywać to co do niego czuje.
 Stanął przed klasą ubrany w jasne jeansy, biały t-shirt z napisem "Look at your face" oraz czerwoną bluzę którą Derek tak bardzo uwielbiał. Gdyby zanurzyć w niej nos można by powiedzieć iż nadal nim pachnie. Dlaczego tak trudno było mu zapomnieć. Ach no tak. Bo to przez niego on nie żyje. Wzrok który wie, że umrze był w nim utkwiony aż do końca. Mógł tylko leżeć przy krawędzi basenu i patrzeć. Gdyby chociaż mógł poruszyć się o kilka centymetrów i wpaść do tego basenu razem z nim. Byłby teraz szczęśliwy, ale nie jest.
 Rozbrzmiał dzwonek, który boleśnie podrażnił jego słuch. Zaczynała się lekcja. Pierwsza była historia. Lubił ten przedmiot, ale w tej chwili nie był w stanie nawet pomyśleć o czymś innym niż tylko o Derek'u. Błagał aby był teraz z nim. Całował go w głowę jak małe dziecko, ale dotykał jak kochanka. Niestety mógł tylko chcieć. To powoli go przerastało. Najłatwiejsze były cztery pierwsze dni kiedy myślał, że Pan Hale ukrywa się przed nim i zrobi mu niespodziankę w każdej chwili. Tak się nie stało. Najgorzej było kiedy zakopywali jego zwłoki za jego domem. Nie mógł płakać przy innych, nie potrafił. Po wszystkim został tam i płakał przez dobre trzy godziny po czym zasnął mając nadzieję, że gdy się obudzi będzie to tylko sen.
 Wszedł do klasy, wzrok mając utkwiony w podłodze. Nauczyciel patrzył na niego ze współczuciem, a Scott, no cóż, starał się zrobić wszystko żeby doprowadzić swojego przyjaciela do uśmiechu.  Nie miał pojęcia dlaczego mu się to nie udawało. Wprowadzał tylko na jego twarz jeszcze większy ból, opowiadając o tym jak to poznali Dereka i jak to Stiles zawsze lubił doprowadzać go do szału. Wyszło na to, że uronił kilka łez przy całej klasie. Pociągnął nosem i poprosił o pozwolenie na opuszczenie klasy, oczywiście w celu udania się do łazienki. Przetarł policzki dłońmi i wstał z miejsca. Wyszedł z klasy jak najszybciej umiał. Pobiegł do kabiny po czym zamknął się w niej i zsunął w dół po ścianie. Zwyczajnie zaczął płakać jak małe dziecko. Robił to rano, popołudniu, wieczorem, aż dziwne że nie zabrakło mu łez. Oczy piekły go od ciągłego przecierania. Przymknął je na chwilę. Był zmęczony. Nie spał od ostatnich dwóch tygodni. Przy życiu trzymały go tylko krótkie drzemki które ucinał sobie ze względu na wyczerpanie. Zasnął po jakiś kilku sekundach.

- Derek nie! - krzyknął Stiles zbiegając w dół po schodach, uciekając przed łaskoczącym potworem. Jego Ojca nie było w domu więc spokojnie mogli się wyszaleć.
- Wracaj tu! - krzyknął za nim Derek skacząc po dwa stopnie i doganiając go przy ostatnim. Skoczył na niego co skończyło się twardym lądowaniem na podłodze. 
- Auu.. - jękną nastolatek waląc Hale'a pięścią w bark. - Tak się nie robi - mruknął strzelając focha.
- Nie obrażaj się mały - uśmiechnął się do niego mężczyzna. Powoli zaczął się do niego zbliżać. Młodszy czuł przy uchu jego oddech. Tak bardzo uspokajający, lecz tak bardzo pobudzający. - Trzeba było przede mną nie uciekać - uśmiechnął się całując jego policzek. Stiles odwrócił głowę lekko w bok mając nadzieję na pocałunek w usta który nastąpił niecałą sekundę później. Na początku był nieśmiały jak zwykle. Ta dwójka nigdy się nie śpieszyła. Korzystali z każdej chwili spędzonej razem sam na sam, a było ich naprawdę niewiele. Nie potrafili zignorować tego co do siebie czuli, więc postanowili spróbować, wyszło im to naprawdę dobrze. Derek powoli muskał usta nastolatka. Na ich policzkach zaczęły pojawiać się małe rumieńce. 
- Jesteś wszystkim co mam. Jedyną rodziną Stiles. Wiesz o tym prawda? - spytał Derek oddalając się od niego lekko. Ciągle patrzyli sobie w oczy. Stilinski podniósł się do pozycji siedzącej co było niezbyt łatwe, ale udało mu się to. Uśmiechnął się do Hale'a najszerzej jak umiał i przytulił go. Przytulił wielkiego groźnego wilka, a ten rozpłynął się w Jego ramionach jakby był jego matką której nie widział od bardzo dawna.
- Kocham Cię Derek, pamiętaj o tym - szepnął cicho w zagłębienie Jego szyi. Nigdy mu tego wcześniej nie powiedział, ale był pewny, że on to usłyszał. Derek spiął się wtedy na chwilę, a następnie pocałował go z wielkim uśmiechem na ustach. 

- Stiles?! Stiles?! - obudziło go głośne wołanie. Szybko podniósł głowę i zobaczył gdzie się znajduje. Szkolna kabina. No tak. Mógł się tego po sobie spodziewać. Ale chwila, czyj to głos? Stanął na równe nogi.
- Der.. - powiedział wychodząc z kabiny. To co zobaczył zdołowało go jeszcze bardziej. Zobaczył przed sobą nie kogo innego jak Scotta.
- Stary, nie było Cię od dwudziestu minut. Myślałem że coś Ci się... Czy ty płakałeś? I dlaczego jak wychodziłeś powiedziałeś.. - nie było mu dane dokończyć.
- Daj spokój McCall. Już wracam, nie masz się o co martwić - warknął nawet na niego nie patrząc.
- Jak chcesz - mruknął Scott i wyszedł. Stiles stał jeszcze chwilę przed lustrem wpatrując sie w swoje odbicie. Miał wrażenie, że Derek obejmuje go od tyłu i powoli zbliża usta do jego szyi. Ile by za to dał? Dałby się za to pociąć, zabić, odebrać kończyny, wykorzystać na każdy możliwy sposób, niech tylko on będzie z nim.

 Wrócił do klasy pięć minut później. Oczekiwał jakiegoś wielkiego opieprzu od nauczyciela, lecz ten kazał mu tylko siadać na miejsce i zostać na chwilę po lekcji bo chciałby z nim pogadać. Pewnie o Jego zachowaniu. Najlepiej jak będzie milczał. Nic nie mów a usłyszysz więcej niż chcesz, ale także więcej niż byś się spodziewał. Przynajmniej on to tak postrzegał. Wszystko inne wydawało się zbędne. Nie używał już swojego umysłu. Dla niego był on martwy. Przy życiu utrzymywało go tylko serce które umierało powoli z braku miłości. Zadzwonił dzwonek, a on ocknął się ze swojego krótkiego transu. Chwycił w rękę książkę i zeszyt. Miał zamiar niezauważenie wyrwać się z klasy aby uniknąć rozmowy o jego mniemanych problemach. On nie miał żadnych problemów.
- Panie Stilinski, proszę do mnie podejść, teraz - usłyszał głos, którego miał już zamiar dzisiaj nie usłyszeć. Spuścił wzrok na podłogę i podszedł do biurka przy którym stał nauczyciel. - Nie mam pojęcia jakim cudem w tak szybkim tempie opuścił się Pan tak bardzo w nauce. Jeśli się nie poprawisz zgłoszę to do dyrektora. Mam dziwne wrażenie, że zażywasz narkotyki. Powiedz mi, a ja spróbuję Ci pomóc.
- Mi się nie da pomóc. Nie pomógł Pan wcześniej i nie pomoże teraz. Może Pan sobie wmawiać, że mi Pan pomaga, ale gówno prawda. Nie potrzebuję żadnej pieprzonej pomocy. W dupie mam co Pan o mnie myśli i o moich ocenach. Proszę dać mi spokój i nie wtrącać się w nie swoje sprawy, bo to może Pana zabić. Ile razy ja kurwa powiedziałem słowo "Pan"? - przez całą swoją wypowiedź patrzył na niego groźnie, jakby miał zaraz urwać mu głowę przy użyciu własnych rąk. Przyjrzał się przerażonej twarzy nauczyciela po czym wyszedł z klasy, a następnie ze szkoły. Nie miał zamiaru tam siedzieć. I tak niedługo go tu nie będzie.



Przepraszam za wszystkie błędy i mam nadzieję, że nie jest tak źle.

Prolog

Może chodzi o to, że bez mojego Ojca nie umiem funkcjonować normalnie, nie ma mnie kto pocieszać. Może chodzi o to, że gdy zamykam oczy widzę tylko jedną twarz. Cierpienie, smutek wypisane w Jego oczach zabija mnie każdego dnia coraz bardziej. Kolor jego skóry zaczyna blednąć. Chcę mu pomóc, ale nie mam siły. Patrzę jak leży na dnie basenu, a woda powoli wysysa z niego życie. Ostatni raz mówi do mnie bezgłośne "kocham Cię" i znika. Jego złota dusza znika. Wyparowuje to co czuł do mnie, to co ja czułem do niego.
 To nie była historia mojego Ojca, on jest tu i ma się do dobrze. Chodzi o mojego przyjaciela, a raczej kogoś wiele bardziej ważniejszego. Nie mogę sobie wybaczyć, że mu nie pomogłem. Takiego czegoś nie da się wybaczyć. Scott może mówić "spokojnie to nie twoja wina". Kochałem tego skurwiela całym moim sercem. W moim umyśle znajdował się zawsze tylko on. Te kości policzkowe, kruczoczarne włosy, kilkudniowy zarost, wszystkie groźby skierowane w moją stronę, lecz także te słowa miłości. Chciałem z nim być i nadal chcę. Mogę do niego dołączyć, ale chcę umrzeć tak jak on. Chcę mieć pewność, że nikt mnie nie uratuje. On to wiedział, ale miał nadzieję. Nawet kiedy brak powietrza rozsadzał mu głowę. Nie miotał się, czekał. Kochał mnie i mam nadzieję, że nadal mnie kocha. Dołączę do niego. Tylko dajcie mi łańcuch i kamień.
 Nazywam się Stiles Stillinski i zabiję się dla miłości. Bo on nie żyje. Derek Hale jest martwy. Tak samo jak każda pojedyncza cząstka mnie. Na zewnątrz widzisz tylko i wyłącznie smutny uśmiech, lecz spójrz w oczy, a zobaczysz to czego nigdy nie chciałbyś zobaczyć w swoich własnych oczach.